W hołdzie poległym żołnierzom
za mundurem malowani chłopcy sznurem
wyjeżdżają na misję do Iraku i Afganistanu
w obronie obcych stolic choć w ojczyźnie
panuje pokój odważnie przelewają polską krew
za wolność nie naszego narodu oddają życie
nie wszyscy mają szczęście wrócić do domu
z najbliższymi spędzić święta wędrują tęskne myśli
telepatycznie nie mając wyznaczonych granic
śmierć jest niesprawiedliwa i okrutna na obczyźnie
nie wybiera na kogo wypadnie na przebiegłego wroga
czy na polskiego żołnierza tym razem poległo pięciu
znów w mediach od tragicznych informacji smutno
a tu Wigilia, Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok
tuż tuż bawią się cieszą ci co nie mają nikogo na wojnie
inni płaczą pogrążeni w żałobie nad zapaloną świeczką
żegnając się z bohaterem w mundurze złożonym w trumnie
nie zwróci życia poległym żołnierzom na froncie Krzyż
Virtuti Militari ani Kawalerski Odrodzenia Polski w hołdzie
Noc sylwestrowa
w balowej sukni i w smokingu
zatańczmy wiedeńskiego walca
w noc sylwestrową ja w roli
C.C.Catch ty Thomasa Andersa
pochłonie nas Locomostion Tango
wciągniemy się w Twista
Dieter Bohlen niech czeka
z karnetem w długiej kolejce
na Fokstrota kroki ze mną
mam ochotę na Bolero z Fancy’m
w karnawale wyjątkowy nastrój
od nadmiaru bąbelków zawrót głowy
bal nad bale lat 80-tych
zatrzymał się w kapsule czasu
dla nas obojga...
Tęsknota
Gdyby nie tęsknota
cóż wart byłby świat
noc usiana gwiazdami
pozbawiona romantyzmu
bez wschodów
i zachodów słońca
Czekanie straciłoby sens
bez marzeń smaku
Stracony czas zagubiony cel
bez śladu drogowskazu
Pamiątka znad morza
na niebie pełnym gwiazd
księżyc rozświetla twarz
zamykam ufnie powieki
wyruszam w świat odległy
tam gdzie jeszcze nie byłam
do ucha morską muszelkę
przybliżam w cichy szum
wsłuchuję się i czuję
że myślami jestem tam
choć nie widzę fal morza
nie ostatni raz będzie lato
nad brzegiem morza wód
na plaży pełnej piasku
gorącego zjedzie tłum
aby opalić blade ciała
w słonecznych kąpielach
na corocznych wakacjach
w rejsie promem i na statku
przeżyć fajną przygodę
mając w albumie fotografie
opowiadać własnym wnukom
jak czas przeminie młodości
długo wspominać w fotelu
że lat się nie zmarnowało
Na przełomie starego i Nowego Roku
serpentyny mnóstwo huku
gwar w życzeniach potoku
wyciągamy do siebie ręce
z nadzieją na Nowy Rok
wierząc że pragnienia
będą do spełnienia kolejne
warto śnić i marzyć
bez końca życząc sobie
jak najlepiej przy toaście
zdrowia szczęścia radości
w zażyłości raz w roku
tańczy się na imprezach
kameralnie i na salach
balowych starsi i młodsi
zapominają o gniewie
i żalach myśląc z wiarą
co przyszłość przyniesie
istotna jest dobra passa
a nie to co się nie udało
naprawić przecież można
dopóki się żyje nie jest
nigdy za późno na lepsze
od razu trudno obietnic
dotrzymać ale wiele razy
każdy zacząć od nowa
może od postanowień
ćwicząc w sobie silną wolę
wytrwale osiągając sukces
PEDOFIL
erotoman wypaczona kreatura
buszuje po całym internecie
szuka podniety na cyber sexie
ma gorsze niż zapędy zwierzęce
nie ma znaczenia wiek ani płeć
pedofil nie czuje Boga w sercu
ofiarą paść może mały chłopiec
jak i mała dziewczynka liczy się
to jak zaspokoić własne potrzeby
kieruje się niecnymi zamiarami
przywabia na cukierek dzieci
koło przedszkola obok szkoły
nie ma na to żadnej reguły
gdzie jest spokojnie i bezpiecznie
molestuje gwałci gdzie popadnie
ohydny bez skrupułów zwyrodnialec
pozostawiając po swoich czynach
nie do przełamania urazy blokady
kiedy wkracza się w próg dorosłości
na przemian nawiedzają fobia
obrzydzenie brak wiary w dobro
człowieka ciężko jest żyć latami
wokół siebie nie ufa się nikomu
boryka się z mrocznym cieniem
tajemnicą owianą w przeszłości
chciałoby się wykrzyczeć co boli
jednak strach zasuwa na kłódkę
usta paraliżuje każdy skrawek
ciała i duszy serce wali młotem
pneumatycznym brak odwagi
staje się nie gotowym słabym
fizycznie i psychicznie dzieckiem
bezbronnym w dojrzałym ciele
kobiety i mężczyzny będąc owocem
zakazanym który jest wiecznie
do zerwania zielonym
nie do skonsumowania
winowajca o niczym nie wie
odsiadując wyrok za wyrokiem
na wolności powtórka z rozrywki
sąd wymierza jak w kole błędnym
tą samą karę bez wyrzutów sumienia
patologia rozszerza się jak grzyby
po deszczu a dylemat jest ten sam
Lambada ty i ja
szum fal nad morzem
w złotej poświacie
odbicie bursztynowe
w twoich oczach
cały ty i Lambada
tańczymy razem ty i ja
od świtu do późnej nocy
srebrny księżyc
na nas spode łba
patrzy gwiazdy na niebie
migoczą jak neony
w dyskotece upajają
chwilą zapomnienia
smak czerwonej wiśni
tylko z tobą mi się kojarzy
nie daje o tobie zapomnieć
przy rytmach Lambady
i o gorącym lecie
http://www.youtube.com/watch?v=H9iaFuP6wts
Schizofrenik
Strajkują szare komórki
Na uwięzi umysł
Ograniczona pamięć parametrów
Nośniki zbyt krótkie
Wspomnienia odbijają się echem
Co godzinę zegarynka
Wypowiada godzinę i dnia datę
Kołysze się w rytmie wahadła
W prawo i w lewo
Zachowuje się jak robot
A nie człowiek
Wymyka się po kryjomu
Do nieznanego nikomu świata
Powtarzane te same słowa
Jak do telefonu
Coraz słabsza łączność
Nieprzyjazne środowisko
Zbyt podłe otoczenie
Głuchy na podpowiedzi z zewnątrz
bo podszepty biorą górę
Ciężko się żyje ufając tylko samemu sobie
Czas ciągnie się jak makaron
Dzień do dnia podobny
Jedna jedyna noc w roku
co dzień coraz bliżej czas odmierza chwile
z wyczekiwaniem sylwestrowej nocy
musujący syk szampana drażni nozdrza
w głowie szum bąbelek stary rok żegna się
z Nowym Rokiem odblask petard
i fajerwerków jak na froncie klimat
wybuchowy oślepia sokoli wzrok
wystrzał za wystrzałem ogłusza bębenki
zegar tyka wybiła północ
o rok przybędzie więcej
dobrego czy złego nie wie tego nikt
jeszcze…
Mój anioł stróż
czas osuszył wilgotne oczy
amnezja rozproszyła wspomnienia
ból zacumował się w przeszłości
dotyk przyniósł duszy i sercu ulgę
napawa spokojem bo ty jesteś
niezastąpionym aniołem stróżem
Gość od święta i na co dzień
Inspiracja z wiersza rekruta pt:"Uwiedziony hydraulik- (pół serio-pół żartem)
z gospodyni złota rączka
ugotuje wypierze i posprząta
na pozór najlepsza z niej żona
z takiej kobiety póki sąsiad
nie ośmieli się stary kawaler
albo wdowiec nie daj Boże
z dwóch dań suto obiad poprosi
samotny sąsiad znajdzie pretekst
po południu by pozmywać naczynia
to powiesić czyste story i firanki
odkurzyć dywan przybywa roboty
na godziny codziennie co sobotę
sprzątanie klatki schodowej
sąsiad płaci i od sąsiadki żąda
gorzej jak trafi się gównojad
który ma w kieszeni węża
nie rozumie wcale kobiety
cały dzień u siebie nieobecnej
gdzie mąż niecierpliwie czeka
czarne myśli wkradają się do głowy
czy aby obcy chłop do żony
nie uderza w „Amory”
w domu wszystko na potem
nie uprasowana biała koszula
w wazie zimna zupa pomidorowa
i ziemniaki do kotleta przypalone
gdy wraca późnym wieczorem
zamiast z mężem żona dzielić łoże
wszystkie obowiązki domowe
chce nadrobić w nocy do świtu
o poranku gdy wzejdzie słońce
na sen nie ma kiedy czasu telefon
dzwoni przez 24 godziny na dobę
ciągle to samo „kup gazetę i przynieś”
miejcie się drodzy panowie mężowie
na baczności pilnujcie żon jak oka w głowie
nigdy nic nie wiadomo co z tego wyniknie
gdy przebywają u sąsiada tyle godzin
staną się gościem od święta i na co dzień
Darmozjad
jak się dobrze w życiu wiedzie
nie myśli się wcale obiektywnie
nie odkłada się na jutro grosza
wegetuje się beztrosko i przyjemnie
jest to jest nie ma to jak szpan
w dosłownym słowa znaczeniu
im biedniejszy łasy na pożyczki
w sklepie kupuje wszystko na raty
z czego się spłaci nieistotne wcale
dług u ludzi rośnie z dnia na dzień
każdy przychodzi upomina się o swoje
procent w banku winduje w górę
komornik coraz częściej gościem
konfiskuje sprzęty jeszcze nie swoje
żyje się na krechę w zeszycie
po rozum nie idzie się do głowy
jak się było tak się jest nadal pustym
zawsze się trafi głupi o dobrym sercu
który zlituje się i odejmie sobie od gęby
łatwo takiego wykorzystać jak dojną krowę
pożyczy najlepiej na wieczne oddanie
przez honor i ambicję nie wspomni nic
o oddaniu zawsze kupi za swoje
i przywiezie bo nie jest asertywnym
mało i mało wciąż jak studnia bez dna
drugiemu też nie zbywa przędzie cienko
jak może ale tego nie pojmuje pasożyt
ślepy głuchy oziębły na cudze problemy
kiedy zachoruje przyjaciel bądź nie ma
chwilowo w domu zaoszczędzonej sumy
numer jeden staje się wrogiem śmiertelnym
ten co nic nie miał nigdy nie wierzy temu
który ciężką pracą doszedł do czegoś
ATRAMENT
to co czujesz mów śmiało
jeśli nie chcesz na kartkę
przelej zrozumie ten
kto nie jest głupcem
smak atramentu
DANCE DUO MOP
Stoi na terakocie wypełnione wodą
Wiaderko bieli się puszystą pianą
Czeka na użycie na drążku mopa
Kurz z podłogi zmiata szczotka
Rękawy już po łokcie zawinięte
Zmoczone frędzle w wodzie
Nadmiar wilgotności wykręca
Wyciskacz głośno gra muzyka
Karnawał zaprasza do tańca
Zrywając nogi w tany skoczne
Tango Quickstep Fokstrot Jive
Raz w prawo raz lewo w chacie
Mąż wywija namiętnie z mopem
Żona frytki pałaszuje i zmienia CD
Terakota czyściutko umyta na błysk
Z pożytkiem wykorzystany czas
I za to właśnie kocha żona męża
Gdy z nią zostaje sam na sam
Milion pomysłów na sekundę
Mają razem we wspólnej zabawie
Ziarnko miłości
nie odzywasz się już tyle czasu
nagle wkrada się chaos
tak bardzo brak mi twojego głosu
cichy dzień choć kłótni nie ma
a ja wiem że i tak mnie kochasz
nie potrafię i nie mogę
gniewać się na ciebie kochanie
w moim sercu zasiałeś ziarnko
miłości które wykiełkowało we mnie
złe humory przesypiasz w nocy
skoro świt budzisz co dzień
P O C A Ł U N K I EM
Babcia i dziadek
na ich twarzach ogrom
bruzd i pomarszczona siatka
babcia i dziadek
młodego ducha i werwę
czują jeszcze w ciele
posiadają bagaż
bogaty w doświadczenia
niejedno wnuczę
zyskać po nich może spadek
wiekowy autorytet
gdy nagle zabraknie
babci i dziadka
zbyt krótko cieszą nas
swoją bliską obecnością
zbyt nagle zabiera ich śmierć
babcia i dziadek to cenny skarb
ten doceni kto ich miał
Muzyczny dyplomata
Nie potrzeba perkusji ani żadnego instrumentu
Mikrofon pieści wargi powietrze wydyma gęba
Do popicia obok stoi butelka dwulitrowa napoju
Muzyka wydaje dziwne brzmienia i dźwięki
Nową melodię wygrywa orkiestra ciało
But wystukuje rytm metalową blaszką
Step jest górą idzie na żywioł Beatbox
Wtórując w parze tu i ówdzie biesiadą
Wystarczy pojeść kapusty z grochem
żeby dorównać D.J-wi w popierdywaniu
On nastawiony do mikrofonu pyskiem
a ty odbytem do swoich gaci na tyłku
Popierduje się bez wstydu z piętra czy parteru
Jest teraz na topie trendy słychać aplauz
za aplauzem publiczność prosi wielokrotnie o bis
Można osiągnąć sławę dzięki gębie i pupie
Jak się jest dyplomatą z pierwszą klasą
Jesteś lekiem na całe zło
Bez zbędnych słów wystarczy spojrzenie
rozumiemy się od kiedy jeszcze nie byliśmy parą
W moim sercu tliła się iskierka z nadzieją
że z czasem wszystko ułoży się pomyślnie
Czemu otrzymałam szansę właśnie od ciebie?
Nie oczekując niczego zbyt wiele natychmiast
Nie chodziłam za tobą nie prosiłam cię o nią
Sam pierwszy pojawiłeś się w moim sercu
Wznieciłeś wiarę w marzenia niespełnione
Nie broniłam się przedtem aż tak bardzo
choć duszę miałam skamieniałą
Od strachu umiałeś mnie poskromić
ugłaskać jak w cyrku pogromca lwa
na arenie czułam się jak dzikie zwierzę
Zranione do żywca zamknięte w klatce
W ofierze samotności nie obawiałeś się
wcale tej klatki otworzyć nie zraziło cię nic
nawet podejrzliwość prosto z moich oczu
Tym bardziej wyciągnąłeś do mnie
ufnie rękę dotknąłeś ran zadawnionych
Jak i świeżych co obficie broczą krwią
Wszystko poszło w zapomnienie
że w ogóle taki ktoś jak ty istnieje
Nie ma już tej furtki do przeszłości
Niezmiennie
Cierpienie to moja droga życia.
Sam Bóg o tym dobrze wie.
Waham się, idę do celu przed siebie.
Szukając nadziei czasem zbłądzę.
Nie znam tego co mnie czeka.
Nieodstępna jest mi samotność.
Od dziecka znam jej srogie oblicze.
Niepełnosprawność siła wyższa!
Bez względu na to jaką jestem.
Przeciwnościom złego losu jest obojętne,
czy takich jak oni chcę przyjaciół?
Niezłomnie wiernych u mojego boku.
Wstyd, brak akceptacji, hańba!
Tłumaczą się brakiem czasu.
Na co dzień pod byle pretekstem.
Ja nie mam od tego jak uciec!
Chcę czy nie, w tym muszę tkwić.
Mentalność oporna się nie zmienia.
Mowa jest o łamaniu barier architektonicznych.
O integracji w mieście, na wsi panuje stereotyp.
W mózgach ciężko przeflancować jest myślenie.
Kaleka- dom opieki jest najlepszym miejscem.
Nikt nie zwraca uwagi na ograniczony świat.
Gdzie mało możliwości i szans na normalne życie.
Ułomny, ułomnemu nierówny.
Ile charakterów, upodobań, ludzi.
Tyle samo schorzeń, chorób i wad.
Mało kto to rozumie i jest pewny.
Ten tylko co z tym ma do czynienia,
we własnym rodzinnym gnieździe.
Teściowa
żadnej z nas nie ominie
ten zaszczyt bycia nią
nawet pannę z dzieckiem
każdy prawie na jej
widok szczerzy zęby
mało kto odważnie
wypowiada się pochlebnie
dość niewygodny temat
choć nie musi ale może
zostać zakałą w rodzinie
ma zwykle dwa oblicza
podobnie jak zięć
i synowa bo na nich
tak łatwo jest psioczyć
jak się coś nie uda
ja o swojej nie powiem nic
nie znam jej po prostu
Disco-striptiz
Dobrowolnie mimo wszystko
Tańczysz w rytmie muzyki Disco
Niekoniecznie pod prysznicem
Tak zalotnie kręcisz kuperkiem
Idąc bez oporu swobodnie na całość
Odsłaniasz sekrety ciała bardzo śmiało
A ja słucham Dzikiej Plaży Diademu
Krew pulsuje w żyłach pod takt aktu
Zrzucasz w poświacie księżyca skarpety
W ciemnym kącie lądują twoje szorty
Zmierzwione myśli popełniają grzech
Robisz krótki Disco- striptiz obnażając się
Przede mną przed snem co noc
Dajesz mi wrażeń na gorąco moc
Osobisty striptizer czy nudysta
W domu dla mnie żadna różnica
Ważne że się dobrze z tobą bawię
http://www.youtube.com/watch?v=gVK5iBe5DL4
Więzy krwi nie znaczą nic
im więcej wynalazków
tym bardziej brak odzewu
więzy krwi mniej niż zero
w zasięgu i na odległość
nie wybiera się rodziny
coraz częściej bliższym
staje się człowiek obcy
w świecie wirtualnym
skype i komunikatory
pokonują uprzedzenia
kilometry w przestrzeni
i w czasie trwania dekady
przyszywana zażyłość
wbrew woli swojemu
z krwi i kości rodem
bardziej pamięta o mnie
No control ABC
wino rozlane przez nieuwagę
spłynęło ciurkiem z blatu biurka
obficie na klawisze klawiatury
na niepożądany efekt nie było
trzeba dłużej czekać gdy Z z Y
zamieniło się kolejnością
Ł pijane do nieprzytomności
film się urwał nagle zgubiło ogonek
B dostało czkawki pijackiej
C nie mogło ustać na nogach
A zaszumiało dziwnie w głowie
D dopadły pawie torsje
Ó zapomniało czy ma nad czołem
kreskę czy kropkę a U zwykłe
było pewne, że jest literką N
P straciło kontrolę nad klawiatury
całym porządkiem
S wychyla się niebezpiecznie
z szeregu polskiego abecadła
R nie reaguje ani na rozkazy
ani na musztrę już sama nie wiem
powodem tego wino czy gorzałka
nie było temu niestety końca
jak ja mam dalej pisać poezję...
K nieświadome gdzie ma kończyny
na górze nogi i na dole ręce
czy zupełnie na odwrót
I kpi sobie z długiego J
a to dlatego że się bardzo jąka
M przysnęło kamiennym snem
i chrapie schowane pod Ń
Ń doznał wzwodu w kresce
czeka na dziki seks bez pruderii
H zaczęło rzucać epitetami
mąż abstynent a wy cholery
moczymordy...
w abecadle na popęd płciowy
podziałał nadmiar alkoholu
klawiatura już nie odróżnia
czym jest miłość a czym wyrachowanie
nie umiem już tak pisać jak wczoraj ładnie
T połamało sobie rondo w kapeluszu
F zwichnęło sobie jedną z rączek
X rozwiązał mu się język powtarza to
co nie powinno uchylając rąbka
tajemnicy i jak tu ufać mym przyjaciołom
dominuje nad nimi głupota i nieład
E jutro powie że nic nie pamięta
Q będzie nadrabiać za wszystkich
wesołą miną lecząc kaca DWA/KACE
było nie było nie pisze się w rejestr
takiej w domu libacji
Matematycznie rzecz biorąc
( w odpowiedzi na prośbę Amadeusza)
arabskie i rzymskie obojętnie które
są na bakier ze mną obrażone na amen
zbuntowane w algebrze i matematyce
nie imają się mnie plusy ani minusy
tak trudno zaprzyjaźnić się z nimi
pomnożyć ciężko dzieli się nierówno
odgadnąć jaką liczbą jest niewiadoma Y
a jaką X wszystko zakłóca porządek mi
nawet doznaję przed sobą oczopląsów
zerkając na zera po dodatniej cyfrze
licząc banknoty żadnej do końca nie wierzę
jak ortografia mnie kocha tak nienawidzą
wszystkie rachunki wszech świata
a to wszystko przez matematyczkę
co chadzała panną na randki w ciemno
zamiast mnie uczyć matematyki
to nauczycielka zamiast uczennicy
wyrywała się co lekcję na wagary
nic nie poradzę na to że kalkulator parzy
jak tu bawić się figlować z liczbami
wywołują smutek w moim sercu
wzrok za ścianą nieustannego płaczu
nie potrafię żyć inaczej tyle o ile
pieniądze są mi wierne w portmonetce
Splin
za oknem szaruga nastraja melancholią
ni to zima w pełni ni to jesień do wiosny
jeszcze daleko pozostają skryte marzenia
o wyjeździe przed siebie w świat nieznany
nadmiar czasu zabijam na czytaniu książek
na podorędziu wpatrzony w szklane pudło
nie mogę doczekać się wypadu nad jezioro
tam gdzie czuję się jak u siebie w domu
krótkie dni przeplatają się z wieczorami
długimi jak tasiemiec panoszy się chandra
znienacka z kąta w kąt nieproszony gość
człowiek lgnie do człowieka na dystans
dziczeje w czterech ścianach zamknięty
przez pół roku dopada niestety w depresja
zgłosić się do psychiatry czy do psychologa
z miasta na wieś nie ma sensu jechać
rodzinie się wydaje że to chwilowy kaprys
wozić cztery litery w aucie za free na ropę
kasa leży na chodniku czeka na sięgnięcie
w mieście nic nie doskwiera i nie brakuje
ma się więcej w tyłku niż w aptece lekarstw
na receptę bo miasto to drugie USA
rzeczywistość pisze inny scenariusz
nikt tego nie widzi jak jest się bardzo
skazanym na łaskę i nie łaskę gościnności
gdy się jeździ w to samo miejsce
z konieczności odwracając głowę
na ten sam widok co weekend
jak nie ma się gdzie podziać w lecie